Od dziecka miałem smykałkę do najróżniejszych napraw, radziłem sobie z nimi nawet lepiej niż mój tata. Kiedy więc przyszła pora wyboru szkoły średniej, od razu wybrałem tę, która da mi doświadczenie praktyczne związane z tym, co potrafię najlepiej i czym chciałbym się zajmować.
Motoreduktor nie ma dla mnie tajemnic
Ale czułem, że szkoła to za mało i skończyłem również studia inżynierskie, żeby zyskać lepszą wiedzę teoretyczną. Tematem mojej pracy dyplomowej były motoreduktory ślimakowe, ponieważ uznałem, że jest to bardzo ciekawe zagadnienie. Jeszcze w czasie studiów odbyłem praktyki w firmie, która zaproponowała mi, żebym po zakończeniu nauki zaczął tam pracę. Bardzo mnie to ucieszyło, bo w tej firmie produkowano motoreduktory, więc zajmowałem się tym, na czym się znałem. Po paru latach dostałem propozycję innej pracy i postanowiłem z niej skorzystać, żeby zdobyć inne doświadczenie zawodowe. W nowym miejscu naprawiałem urządzenia, w tym, oczywiście, motoreduktory walcowe, na których już bardzo dobrze się znałem. Ta praca odpowiadała mi nawet bardziej niż poprzednia, bo mogłem zajmować się naprawami, co wciąż bardzo lubiłem. Po roku takiej pracy żaden motoreduktor ślimakowy czy planetarny nie stanowił dla mnie wyzwania. Firma wciąż istnieje i trzyma się bardzo dobrze na rynku, a do mnie odezwał się poprzedni pracodawca z prośbą, żebym pomógł im w udoskonalaniu projektów. Zgodziłem się, bo wiedziałem już jak się tworzy motoreduktor w niskiej cenie, jakich materiałów trzeba używać i jaka cena za nie sprawi, że produkcja będzie opłacalna.
Były szef namawiał mnie, żebym wrócił na stałe, ale się nie zgodziłem. Mimo wszystko znacznie lepiej czuję się, kiedy mogę pracować rękami niż przy komputerze, tworząc i poprawiając projekt. Najprzyjemniejszą częścią pracy nad produktem było dla mnie zawsze tworzenie prototypów.